K-Avalanche

The homepage of Avalanche

Inny świat, gdzie warunki zawsze sprzyjają, a Twój uśmiech formuje się w świetle słońca. Raj czy parodia?

:)

[Data oryginalnej publikacji: 2011-07-25]

Mam wrażenie, że świat popędził do przodu szybciej, niż ja. Zostałem gdzieś po drodze, w momencie, który bardziej mi odpowiadał. Wciąż możecie mnie spotkać na drodze, ale będziemy się róznić mentalnie. Tu gdzie jestem ulice wciąż nie mają kolein, a stare płytki na chodnikach tylko z rzadka są spękane. Może są bardziej szare, surowe, ale mają lepszy fundament i mniej gówna po nich się przetacza.

Osiemdziesiąte, dziewięćdziesiąte i do siedmiu z kolejnej dekady. To nie jest tylko analiza materiału, to świadomość pozostania tam. Potrafisz to poczuć? Pieprzyć czy potrafisz, czy nie. Mam takie dziwacznie głębokie sny. Gdy w końcu się po nich otrząsam, nie mogę przestać myśleć czemu się mnie trzymają. Z jakiegoś powodu koszmary znalazły sobie tu swoje miejsce. I nie dojdę jak je wygnać, bo to zawsze schodzi na analizę świata, w którym zostałem. Gdzie trudne rzeczy mają swój urok, nawet gdy ich powaga nie chce zostawić na to miejsca. Gdzie czas się mierzy, a nie czas mierzy nas. Tam też ludzie się słuchali by zrozumieć, a rozumieli by uczestniczyć.

Wszystko ma swoją nazwę, a nazywanie nie tłoczy energii w głupotę. Wiele jest jeszcze do przejścia, ale droga jest wciąż prosta. Dziś tego nie powiesz. Powiesz? Nie powiesz, rozumiesz? Wtedy tacy jak ty nie mieli możliwości mówić, dlatego droga była prosta. Mówiąc wystawiało się na próbę, dzięki czemu miało to jakieś znaczenie. Teraz straciło wartość zupełnie. Ale publiczne kwestie społeczne mają niewiele miejsca w tym świecie. Więcej w nim detali budujących umysł i jego myśli.

Jednak pojawia się zagadnienie konstytuowania samego siebie. Nie można zaprzeczyć, że aby w ogóle móc kogoś odebrać, czy w ogóle postrzegać w jakiś sposób, musi to nastąpić w relacji z kimś innym. A może nie musi? Czasem rolę innych mogą przejąć przedmioty lub zjawiska, co dziś jest dość dobrze widoczne. Co jednak, gdy drugą stroną interakcji staną się kompletnie abstrakcyjne konstrukty, czy wymysły? W moim przypadku jest to jeszcze bardziej skomplikowane. Otóż wspomniany przeze mnie inny świat jest obszernym i złożonym konstruktem abstrakcyjnym opartym po części na relacjach z konkretnymi osobami, obiektami, zjawiskami oraz myślami, po części także na samych osobach, ich cechach i ich zachowaniach przewidywanych, a po części na myślach oraz interpretacjach nie związanych w ogóle z żadnymi relacjami. Można to sobie spróbować zobrazować w ten sposób, że świat ten jest miastem z bardzo zróżnicowaną architekturą krajobrazu, którego dzielnice różnią się od siebie nie tylko szczegółami, ale całymi klasami zasad. Każda dzielnica tworzona jest przez coś innego, dzięki czemu ma inny kształt, inne znaczenie i inną zawartość. Paradoksalnie najważniejsza jest spójność. Drogi wszędzie są takie same, nie ma żadnych przeszkód w płynnym poruszaniu się po całym obszarze.

Staram się wyjaśnić coś ważnego dla mnie, a ciężkiego do opisania w prosty sposób. Sam nie jestem pewien, czy daję szansę zrozumieć to komukolwiek poza mną. Nie obchodzi mnie też, czy ktoś to zrozumie tak, jakbym tego oczekiwał. To moja własna ścieżka i nikogo się na niej nie spodziewam, jednak nie zamierzam również nikogo z niej zawracać. Ostrzegam tylko, że biegnie ona wzdłuż krawędzi, choć nie wiem co za nią jest. Nie chcę wychodzić poza nią, nawet po to tylko, by się dowiedzieć co jest poza nią. Znam te mechanizmy, a tu jest mi dobrze. Żadne potwory tu nie grasują, doświadczenia też są raczej pozytywne. Niech tak pozostanie. Jak długo się da.

Co się stało z tamtym podejściem? Czemu oczekiwania tak się obniżyły? A może to ja muszę pójść i wypić kubek herbaty, by się zrelaksować i nie przejmować resztą? Moje oczekiwania się nie zmieniły. A resztę pieprzyć, niech oczekują czego chcą i jak chcą. Tylko jest tam też druga strona mojej konwersacji. Również obniżyła standardy i tu rodzi się dylemat: szarpać sobie nerwy, czy olać ją jak resztę? I kto jest winny tego stanu rzeczy? Tu czuję się bezradny. Wciąż o tym marzę, ale ktoś kradnie mi te myśli.

Księżniczka z tłumu zdaje się nie odnajdywać swojego miejsca na szerokim chodniku biegnącym wzdłuż parku, choć kiedyś przemierzała tę drogę codziennie. Gdzie dziś pobłądziła, skoro to właśnie tu jest najładniejsze światło? To taka gra, w której chodzi o znalezienie dobrego miejsca, ale z czasem zapomina się o powodach jej podjęcia. Chęci też umykają. Powtarzasz ciągle, że możesz, ale nie wiesz czemu miałbyś chcieć. Znaczenie przestaje budzić uczucia, a przecież wszystko co było ważne wymagało współpracy z drugą osobą, co bez uczuć nie ma już znaczenia. W końcu czujesz rozczarowanie tak duże, że zamiast być zaczynasz się modlić, a pojawiasz się tylko tam, gdzie nic Cię już nie zaskoczy.

Udało mi się! Poprzedni akapit pokazuje pozazmysłowy ból. Masz to? Czy ten inny świat nie jest piękny? Jest tak bardzo zależny od uszkodzeń, których doznaje człowiek, a mimo to jest tak stabilny. Jeden jego fragment jest rajem, w którym nie trzeba brać odpowiedzialności za swoje życie, wystarczy się od niego uzależnić i tkwić w nim obserwując drobne zmiany, które tak naprawdę nie zmieniają nic, bo są tylko wynikiem pędzenia wszystkiego przed siebie. Można zobaczyć tak wiele, ale coś powstrzymuje każdy krok w nowym kierunku. Na szczęście z jednej muzy da się wyciągnąć więcej, niż się początkowo zdaje.

Czy to wszystko sprawia, że bardziej jej nienawidzę, czy jeszcze bardziej nie wyobrażam sobie bez niej życia? Stoczyłem z nią już tyle krwawych walk, ale nas romans trwa dalej. To jest zakręcone, ale to jest ten mój raj.