Miasto. Szeroki deptak otoczony dwoma rzędami wysokich kamienic. Płyty chodnikowe lśnią od warstwy deszczu. Wiatr zawiewa nieliczne liście wzdłuż fasad kawiarni i sklepów. Ludzie wędrujący na tle pokrytych kroplami szyb zasłaniają twarze chustami i szalikami. Większość jest ubrana w lekkie płaszcze. Ktoś podbiega do zamykających się drzwi i w ostatniej chwili wbiega do restauracji.
Środkiem deptaka sunie mężczyzna w taliowanym płaszczu z polimerowymi wstawkami, które zdają się odstraszać wodę. Jego twarz jest częściowo zasłonięta przez sztywny, wysoki kołnierz, a jego wzrok skierowany jest na ziemię, kilka metrów przed nim. Każdy jego krok jest akcentowany przez delikatny strumień wody ciągnący się w powietrzu za wysokim wojskowym butem, w który włożona jest nogawka spodni. Mężczyzna, pomimo bycia w centrum planu, maskuje się z otoczeniem przez barwy, które nosi: odcienie szarości oraz głęboka czerń.
W pewnym momencie podnosi wzrok i spogląda w stronę kobiety siedzącej na obszernym parapecie w oknie jednej z kawiarni. Ma ona na sobie kolorowy sweter z wysokim kołnierzem zawiniętym w dwie warstwy. Podnosi głowę ponad książkę, którą trzyma w prawej dłoni, a jej zamyślony wzrok utkwiony jest w sam środek placu pomiędzy budynkami. Grube, ciemne brwi unoszą się na chwilę, gdy jej twarz przybiera wyraz konsternacji, by zastygnąć na niewygodnie długą chwilę w osowieniu.
Mężczyzna w czerni zwalnia kroku, a po chwili zatrzymuje się wciąż patrząc na kobietę. Z jego twarzy nie da się odczytać emocji, jednak jego źrenice rozszerzyły się tak bardzo, jakby chciały pochłonąć każdy detal jej sylwetki.
Ręka kobiety siedzącej za oknem nagle drgnęła, a za nią uniosły się nieśmiało kąciki jej ust. Jej wzrok nabrał pewności, a ona jakby chcąc to ukryć, obróciła lekko głowę w stronę wnętrza pomieszczenia. Nie znalazłszy tam nic, co by ją uratowało, szybko odwróciła się w stronę okna. Jej brwi się uniosły, a wzrok zaczął energicznie błądzić na boki. Zamknęła książkę, którą do tej pory trzymała w ręku, by ją odłożyć na poduszkę leżącą na parapecie. Nie mogła odnaleźć znajomej sylwetki z centrum deptaka, ponieważ mężczyzna zniknął. Jej oddech przyspieszył, a jej oczy ogarnęła wyraźna trwoga.
Mężczyzna stał plecami do muru w wąskim otwarciu pomiędzy dwoma kamienicami, tuż obok wspomnianej kawiarni. Tym razem spoglądał wysoko w górę, odsłaniając swoją brodę. Jego wzrok tkwił gdzieś pomiędzy rynną, a ponurym niebem. Zaciskał dłonie w pięści na przemian zmniejszając i zwiększając siłę. Po chwili opuścił głowę i rozluźnił uścisk. Na jego dłoniach pozostały ślady po wbitych paznokciach.
Wychylił się zza rogu, zerkając wzdłuż ściany kawiarni. W tej samej chwili jej drzwi się uchyliły, a ze środka wyszedł mężczyzna ze skórzaną aktówką. Mężczyzna w czerni schował głowę za ścianę, ale za chwilę wyjrzał ponownie, by zobaczyć powoli zamykające się szklane drzwi. Wyprostował się i zrobił kilka powolnych kroków w głąb bocznej alejki. Zawahał się chwilę, a następnie zaczął biec. Jego sylwetka zniknęła za łukiem, gdy niebo zaczęło się przecierać, a deszcz ustąpił.